3

17 marca 2010

- Ma pan jeszcze czas, żeby to sprawdzić. Pozwolę sobie powiedzieć, że to
znakomity raport, obywatelu majorze… Zaraz przyniosę panu kawę.
- Nie, dziękuję. Nie będę dzisiaj pił kawy.
Na jej twarzy odmalowało się zdziwienie. Przyzwyczaiła się już, że Ścibor zawsze
przestrzega ustalonego porządku.
- Dziękuję – powtórzył. – Nie chcę, żeby cokolwiek rozpraszało mnie przed
spotkaniem.
Skinęła głową i wyszła.
Ścibor pokręcił szyfrowymi zamkami walizeczki, otworzył ją i przez chwilę stał
spoglądając na pistolet, po czym go odpiął. Na brązowej tekturowej teczce
wydrukowany był czarnymi literami napis SŁUŻBA BEZPIECZEŃSTWA. Kiedy rozwiązał
tasiemki, zobaczył kilkanaście kartek maszynopisu, ale nie zawracał sobie teraz
głowy czytaniem.
Na pierwszej stronie ułożył broń i tłumik, a potem usiadł. Odwrócił teczkę tak,
żeby otwierała się w przeciwną do niego stronę. Prawą ręką ujął kolbę i
przesunął palec na spust. Dwukrotnie podnosił pistolet, po czym położył go i
zawiązał teczkę. Wyglądała na wypchaną. Wsunął ją do walizeczki i zatrzasnął
zamki.
Przez następne piętnaście minut siedział nieruchomo, wpatrując się przez okno w
szary budynek po drugiej stronie ulicy. Zaczął siąpić drobny deszczyk.
Wreszcie spojrzał na zegarek, wstał i wziął walizeczkę. Na ścianie po lewej
stronie wisiał dokładny plan miasta. Ścibor zatrzymał na nim wzrok przez kilka
sekund, a potem stawiając duże kroki skierował się do drzwi.
Biuro generała Mieszkowskiego znajdowało się na najwyższym piętrze. W pokoju
przed gabinetem szefa siedziała jego sekretarka. Była atrakcyjną kobietą o
długich kasztanowatych włosach. Mówiło się, że łączą ją z generałem stosunki nie
tylko służbowe. Ręką wskazała stojącą naprzeciwko skórzaną sofę i powiedziała:
- Pułkownik Konopka już jest. Generał niedługo pana poprosi. Napije się pan
kawy?
Usiadł i potrząsnął przecząco głową, kładąc walizeczkę na kolanach.
Sekretarka uśmiechnąwszy się powróciła do pisania na maszynie. Od czasu do czasu
zerkała na niego. Za każdym razem wzrok miał utkwiony w jakimś punkcie wysoko
nad jej głową.
Uznała, że tego ranka jest bardzo spięty – ciekawa była dlaczego. Zebranie nie
mogło być powodem – nie miał się czego obawiać. Nawet przeciwnie, należała mu
się pochwała.
Znów rzuciła na niego spojrzenie. Patrzył wciąż w to samo miejsce. Tak na oko
był tuż po trzydziestce. Bardzo młody jak na majora. Ścibor był atrakcyjnym
mężczyzną, choć ponurym i sardonicznym. Miał czarne włosy, nieco dłuższe niż
przewidywał to regulamin, i ciemnobrązowe oczy osadzone w szczupłej, niemal
ascetycznej twarzy. Lekko cofnięty podbródek podkreślał pełne, ładnie wykrojone
usta.

2

17 marca 2010

Minęły godziny szczytu i na ulicach już się rozluźniło, dojechał więc do
mieszczącej się w pobliżu centrum miasta siedziby SB w ciągu zaledwie dwunastu
minut. Przez całą drogę słyszał stukot w silniku swojej małej skody; w przyszły
poniedziałek miał ją odstawić na przegląd generalny. Automatycznie spojrzał na
deskę rozdzielczą. Zobaczył, że od chwili gdy z okazji swojego awansu otrzymał
asygnatę na nowiutki samochód, zrobił już ponad dziewięćdziesiąt tysięcy
kilometrów.
Normalnie zaparkowałby na dziedzińcu za budynkiem, ale tego ranka zostawił wóz w
bocznej uliczce tuż za rogiem, blisko głównego wejścia. Wysiadł z walizeczką nie
zamykając drzwi, choć zwykle to robił. Upewnił się jednak, że bagażnik, w którym
leżała płócienna torba, jest dobrze zamknięty. Na widok jego munduru przechodnie
odwracali wzrok.
Nie wziął ze sobą płaszcza i teraz było mu chłodno. Idąc energicznym krokiem
skręcił za róg i wszedł po schodach do budynku.
Miał ostatnio znacznie więcej pracy, więc przydzielono mu sekretarkę na pełny
etat. Budynek był przepełniony, ale znalazł dla niej miejsce w niszy na wprost
swojego biura. Była kobietą w średnim wieku, przedwcześnie posiwiałą i wiecznie
zatroskaną. Patrzyła na niego, kiedy szedł korytarzem, a gdy znalazł się
dostatecznie blisko, powiedziała niespokojnie:
- Dzień dobry, obywatelu majorze. Próbowałam dodzwonić się do pana do domu, ale
musiał pan właśnie wyjść. Telefonowała sekretarka generała Mieszkowskiego.
Zebranie odbędzie się nieco wcześniej. – Spojrzała na zegarek. – Zacznie się za
dwadzieścia minut.
- Dobrze. Skończyła pani pisać raport?
- Oczywiście, obywatelu majorze.
- Proszę go przynieść.
Ścibor wszedł do biura, położył walizeczkę na pustym biurku i odsunął zasłony.
Szare światło przeniknęło do środka.
Sekretarka weszła za nim niosąc zawiązaną brązową tekturową teczkę i położyła
obok walizeczki.

1

17 marca 2010

Prolog
Najpierw doprowadził do porządku pistolet, a potem siebie, wykonując obydwie
czynności równie skrupulatnie. Broń należała do rodzaju rosyjskich pistoletów
typu Makarow. Czyścił ją przy stole w maleńkiej kuchni, a ponieważ miał w tym
wprawę, robił to automatycznie. Najpierw wytarł broń miękką szmatką nasączoną
dobrym olejem silnikowym, a potem wypolerował ją kawałkiem irchy. Choć słońce
wzeszło już godzinę temu, światło w kuchni wciąż się paliło. Od czasu do czasu
podnosił głowę, żeby wyjrzeć przez małe okienko. Niebo nad Krakowem było
zachmurzone. Zaczynał się kolejny szary, zimowy dzień. Opróżnił magazynek i
sprawdził sprężynę. Była w porządku, wcisnął więc naboje z powrotem i
zatrzasnął.
Następnie ujął dłonią kolbę – broń była wyważona i poręczna, ale kiedy
przykręcił tłumik, lufa zaczęła trochę ciążyć. Nie przejął się tym zbytnio,
przecież cel będzie blisko.
Ostrożnie położył pistolet na porysowanym drewnianym blacie i wstał,
rozprostowując nogi i ręce.
Potem umył się pod wciśniętym w kącik prysznicem. Łazienka była zbyt mała, aby
mogła pomieścić wannę, ale mimo to pamiętał jeszcze, jak się cieszył, gdy wraz z
awansem na stopień majora przyznano mu mieszkanie. Po raz pierwszy w życiu mógł
mieszkać sam – był to dla niego prawdziwy powód do radości.
Namydlił całe ciało i włosy francuskim szamponem, który kupił w specjalnym
wydzielonym sklepie. Potem opłukał się i dwukrotnie powtórzył obie czynności –
tak jakby chciał zmyć brud nawet w środku. Następnie ostrożnie się ogolił nie
patrząc w lustro. Na łóżku leżał starannie wyprasowany mundur. Pamiętał, że
kiedy pierwszy raz go włożył, odczuł niemal erotyczną przyjemność. Ubierał się
powoli, a każdy jego ruch był przemyślany, jakby stanowił część jakiegoś
rytuału. Potem wyciągnął spod łóżka płócienną torbę. Włożył do niej parę
czarnych butów, dwie pary czarnych skarpetek, dwie pary ciemnoniebieskich
slipek, dwie wełniane, gładkie koszule, anorak w kolorze khaki i dwie pary
niebieskich sztruksowych spodni. Na wierzchu położył saszetkę z przyborami
toaletowymi.
Następnie poszedł do przedpokoju po czarną skórzaną walizeczkę. Przyniósł ją do
kuchni i położył na stole obok pistoletu. Zamki miały jednakowy szyfr – 1951 –
rok jego urodzin. W środku nie było nic poza dwoma skórzanymi paskami
przymocowanymi do dna. Ułożył pomiędzy nimi broń i ciasno je zapiął.
Dwie minuty później, niosąc walizeczkę i płócienną torbę, wyszedł z mieszkania
nie oglądając się za siebie.