22

- A gdzie jest teraz? – zainteresował się Versano.
- Ostatnio miałem o nim wiadomości cztery dni temu. Był wtedy w klasztorze w
Esztergom. Teraz powinien być już w Budapeszcie pod opieką tego samego zakonu.
Za tydzień będzie w Wiedniu.
Po tych wieściach zapadła w pokoju śmiertelna cisza. Zaczęli od spekulacji i
teorii, a teraz nagle stanęli twarzą w twarz z faktem – może już mają właściwego
człowieka. Pierwszy przerwał ciszę Mennini.
- A co z pozostałymi problemami? Jak przerzucić go na Kreml? Jak ma wykonać
swoje zadanie? I jak go stamtąd wydostać?
- Wasza Eminencja musi to na razie zostawić mnie – powiedział stanowczo
Holender. – Być może będziemy potrzebowali pomocy waszego zakonu, ale na to
przyjdzie czas później. Przede wszystkim, jeśli ten Ścibor okaże się odpowiednim
człowiekiem, musi zostać przeszkolony. Moi ludzie oczywiście nie nadają się do
szkolenia zamachowca… – Dopił wino, spojrzał na obydwu wspólników i spokojnie
kontynuował: – Ale mamy kontakt z organizacjami, które się tym zajmują. Nie
możemy wykorzystać żadnego z istniejących kanałów na przerzut do Moskwy – przy
tego rodzaju misji byłoby to zbyt ryzykowne. Jeśli go złapią, zacznie mówić.
Zmuszą go do tego narkotykami albo torturami, albo jednym i drugim. Będziemy
musieli zorganizować zupełnie nowy i jednorazowy kanał. – Przez chwilę patrzył w
zamyśleniu na pusty kieliszek. – No i oczywiście nie może jechać sam. Musi mieć
osobę towarzyszącą – “żonę”.
- Żonę! – Versano był kompletnie zaskoczony. – Na taką akcję zabierać żonę?
Van Burgh uśmiechnął się i potwierdził skinieniem głowy.
- Właśnie tak, Mario. Zwykle, kiedy podróżuję po Europie Wschodniej, towarzyszy
mi “żona”. Czasami jest to odpowiednia wiekiem zakonnica z Delft – kobieta
odważna i twarda. Innym razem zabieram ze sobą członkinię świeckiego
zgromadzenia z Norymbergi. W sumie mam cztery “żony”, a wszystkie są naprawdę
święte. One bardzo wiele ryzykują dla wiary. Bo widzicie, mężczyzna podróżujący
razem z kobietą nie wzbudza podejrzeń. Zamachowiec zwykle nie bierze ze sobą
żony.
- Ale skąd weźmiesz taką kobietę? – zaciekawił się Mennini.
- No cóż, nie mogę pożyczyć mu jednej z moich żon – uśmiechnął się Van Burgh. -
Każda z nich mogłaby być jego matką, a nikt nie podróżuje z matką, jeśli tylko
nie musi. Ale nie mamy o co się martwić – zapewnił ich. – Wiem, gdzie szukać
odpowiedniej kobiety, i wiem, jakie cechy powinna sobą reprezentować. Może nawet
Wasza Eminencja będzie mógł mi w tym pomóc.
- A jaki będzie jej motyw? Czy także nienawiść? – spytał Mennini.
- Wprost przeciwnie. – Holender pokręcił głową. – Ona będzie kierować się
miłością – umiłowaniem Ojca Świętego… i posłuszeństwem jego woli. – W oczach
obydwu mężczyzn zobaczył niepokój. – Nie martwcie się. Jej zadanie sprowadzi się
wyłącznie do odbycia ze Ściborem całej drogi aż do Moskwy. Prawdziwe
niebezpieczeństwo pojawi się w chwili, gdy “poseł” dostanie się na Kreml. Ale
zanim to nastąpi, ona będzie już bezpieczna.
Na chwilę wszyscy się zamyślili. W końcu Mennini wyraził obawy, które dręczyły
każdego z nich. Mówił głosem skierowanym jakby do własnego sumienia:
- Nie da się uniknąć zaangażowania w to innych osób, zapewne wielu. – Podniósł
głowę i spojrzał na pozostałych. – Wszyscy trzej jesteśmy duchownymi… sługami
Boga… Szybko i łatwo podejmujemy decyzję o morderstwie.
Arcybiskup się wyprostował. Na jego twarzy malowała się szczera chęć
przekonywania, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Bekonowy Ksiądz wyjaśnił
krótko:

Dodaj odpowiedź