20

Mimo iż Versano był najmłodszym wiekiem w tym towarzystwie, bez żadnego trudu
objął funkcję przewodniczącego spotkania.
Zrobił krótką pauzę, by spotęgować efekt swych dalszych słów, po czym zaczął
mówić nieco smutnym głosem:
- To, o czym muszę wam dzisiaj powiedzieć, ma poważne konsekwencje dla naszego
umiłowanego Ojca Świętego i dla całego Kościoła.
Van Burgh zakaszlał i niepewnie rozejrzał się po eleganckim pokoju. Versano
uśmiechnął się i uspokoił go ruchem ręki.
- Nie martw się, Pieter. Zarówno ten pokój, jak i cała restauracja zostały
dzisiaj “oczyszczone”. Nie ma tu ani jednej pluskwy, i mogę cię również
zapewnić, że cały Watykan jest bezpieczny.
Była to aluzja do wypadku z roku 1977, kiedy szef ochrony watykańskiej, Camilio
Ciban, namówił sekretarza stanu, kardynała Villot, do przeszukania pomieszczeń
sekretariatu w celu wykrycia ewentualnych urządzeń podsłuchowych. Znaleziono
jedenaście wymyślnych pluskiew, zarówno amerykańskich, jak i rosyjskich. To był
ogromny szok dla tej okrytej wielką tajemnicą instytucji.
Kardynał Mennini przyglądał się siedzącemu naprzeciw holenderskiemu księdzu.
Patrząc na jego pełne, rumiane policzki i szerokie bary, można było pomyśleć, że
to średniowieczny mnich Tuck, który właśnie wyszedł z lasu Sherwood. Swoim
zwyczajem Van Burgh pocierał jedną dłoń opuszkami palców drugiej i rozglądał się
z wyrazem zdziwienia na twarzy – zupełnie jak dziecko, które nagle znalazło się
samo w sklepie ze słodyczami. Ale w wieku sześćdziesięciu dwóch lat Van Burgh
nie był już dzieckiem i Mennini dobrze wiedział, że za tym prostym sposobem
bycia kryje się bystry umysł i szeroki wachlarz różnych talentów.
Ksiądz Pieter Van Burgh kierował Watykańskim Funduszem Zapomogowym na Rzecz
Kościoła za Żelazną Kurtyną. Od wczesnych lat sześćdziesiątych odbywał liczne
tajne podróże do Europy Wschodniej – zawsze w przebraniu. Watykan nie pozwalał,
aby wokół jego osoby powstał jakiś rozgłos. Wszyscy notable w Europie Wschodniej
nienawidzili Van Burgha, ale choć wiedzieli, czym się trudni, nigdy im się nie
udało go złapać. Był swego rodzaju wędrownikiem nazywanym Bekonowym Księdzem, bo
w czasie licznych wypadów za żelazną kurtynę zawsze rozdawał połcie bekonu
najbardziej opuszczonym i osamotnionym owieczkom ze swego tajnego stada.
Pozostawał również w bliskiej przyjaźni z papieżem, jeszcze z czasów, kiedy ten
był arcybiskupem w Krakowie.
Drzwi otworzyły się cicho i weszła śliczna czarna dziewczyna pchając przed sobą
wózek na kółkach. Z uznaniem w oczach patrzyli, jak skromnie podawała fettuccine
con cacio e pepe. Następnie nalała do kieliszków wino z Falerno i w milczeniu
opuściła pokój. W dużej sali serwowano kuchnię francuską, w miarę smaczną i
tanią. W tym pokoju podawano potrawy włoskie, wykwintne i niesamowicie drogie.
Na kolację tutaj ksiądz parafialny musiałby przeznaczyć cały swój miesięczny
budżet.

Dodaj odpowiedź