17

Ale jego ciekawość została szybko zaspokojona. Jeszcze zanim skończył pić kawę,
papież streścił mu to, czego sam zdążył już się dowiedzieć.
Jego reakcja była natychmiastowa i świadczyła o dużym doświadczeniu. Swoim
donośnym, opanowanym i rozsądnym głosem próbował uspokoić papieża. Przypomniał,
że od czasu intronizacji planowano sześć zamachów na jego życie. Tylko jeden
prawie się powiódł. Być może było kilkanaście innych, których nie wykryto. A w
przyszłości pewnie będą następne. Ale ochrona doszła już niemal do perfekcji,
nawet podczas podróży zagranicznych. Przyznał, że ten spisek jest niebezpieczny
ze względu na potęgę jego organizatora, ale podjęte zostały wszelkie możliwe
kroki, aby uniemożliwić jego realizację. Papież chciał omówić wprowadzenie
wzmożonych środków bezpieczeństwa w czasie zbliżającej się podróży na Daleki
Wschód, ale Versano ponownie zaczął go mitygować. Doradzał spokój i odpoczynek,
bo przecież wciąż pozostawało dużo czasu. Jeszcze wiele może się zdarzyć. Nawet
śmierć Andropowa, a wtedy oponenci spisku na Kremlu mogą doprowadzić do jego
zaniechania.
Na wzmiankę o Andropowie papież podszedł do okna i spokojnie popatrzył na plac
Świętego Piotra.
Po chwili odwrócił się i powiedział cicho:
- Niech się dzieje wola Boga. Może ten zły człowiek umrze, zanim zdąży popełnić
swój okrutny czyn. A jeśli Bóg zechce, przywoła mnie przed Swoje oblicze. Nie
sprzeciwiam się Jego wyrokom.
Versano powoli zbliżył się do papieża. Choć Jego Świątobliwość był postawnym
mężczyzną, Amerykanin, przewyższał go o głowę. Teraz skłonił się lekko.
- Niech się dzieje wola Boga – powtórzył ochrypłym głosem. – Wasza Świątobliwość
swym przykładem wskazuje drogę całej ludzkości, daje jedyną w swoim rodzaju siłę
do czynienia dobra. Zło nigdy jej nie przezwycięży.
Przyklęknął, sięgnął po rękę papieża i żarliwie ucałował pierścień.
Kiedy arcybiskup Mario Versano znalazł się w swoim biurze, wydał polecenie, aby
mu nie przeszkadzano. Potem usiadł za biurkiem i przez jakąś godzinę, paląc
marlboro jednego za drugim, wysilał swój intelekt. Mimo iż wyglądał na człowieka
niefrasobliwego, jego biurko było uporządkowane – telefon w zasięgu prawej ręki,
przegródki na teczki po lewej stronie, równiutki stosik czystego papieru z
przodu, srebrna zapalniczka firmy Dunhill dokładnie na środku. Na ścianie
wisiały oprawione fotografie z autografami najważniejszych osobistości ze świata
bankowości, z kręgów dyplomatycznych i kościelnych, a nawet ze świata
showbiznesu. Niektóre z nich – te z bankowości – straciły już swoje pozycje w
wyniku dochodzeń prowadzonych przez władze włoskie, ale Versanowi nie robiło to
różnicy. Odchylił się wraz z krzesłem do tyłu i oparł plecami o ścianę. Po
godzinie przechylił je z powrotem, sięgnął po zapalniczkę, zapalił następnego
papierosa i wcisnął guzik na centralce telefonicznej.
Usłyszał suchy głos swego osobistego sekretarza, tego, który znał prawie
wszystkie watykańskie sekrety.

Dodaj odpowiedź