- Bardzo niewiele. Tylko tyle, że zamach zostanie przeprowadzony poza murami
Watykanu i poza granicami Włoch. Wasza Świątobliwość ma odbyć kilka
zagranicznych pielgrzymek. Dokładne ich trasy są wszystkim znane, bo muszą być.
Za niecałe dwa miesiące Wasza Świątobliwość ma wyruszyć na Daleki Wschód. Zamach
może być dokonany tam albo podczas następnej podróży. Ale myślę, że stanie się
to raczej wcześniej niż później. Andropow znany jest ze swej niecierpliwości i
podupada już na zdrowiu… Wasza Świątobliwość, chory człowiek opętany jakąś
obsesją będzie się starał urzeczywistnić ją jak najszybciej.
Papież westchnął i ze smutkiem pokręcił głową. Rossi spodziewał się, że usłyszy
coś o woli Boga i przebaczaniu wrogom, ale nastąpiła dość długa chwila ciszy. Z
na wpół przymkniętymi oczami, papież pogrążył się w myślach. Rossi zaś błądził
wzrokiem po pokoju dostrzegając boazerię z jasnego drewna, bezcenne obrazy,
wysokie okna przysłonięte fałdami atłasowych zasłon. W te okna miliony ludzkich
oczu spoglądały z miłością i czcią. Znów zerknął na dostojnego rozmówcę i
odniósł wrażenie, że właśnie zapada jakaś decyzja. Papież otworzył oczy – to
znak, że przemyślał sprawę. Te niebieskie oczy, które tak łatwo się śmiały, były
teraz zimne jak lód.
Krzywiąc się z bólu, papież wstał. Rossi, trochę niepewnie, również podniósł się
z miejsca. Spojrzeli sobie w oczy i papież odezwał się nieco oschle:
- Panie generale, nie jest to zbyt dobra wiadomość, ale dziękuję, że przekazał
mi ją pan osobiście i to tak szybko.
Skierował się w kierunku drzwi. Rossi szedł za nim nieco zdezorientowany.
- Wasza Świątobliwość przedsięweźmie wszelkie środki ostrożności? Wasza
Świątobliwość zdaje sobie sprawę z powagi… może trzeba odwołać…
Nie dokończył. Papież odwrócił się i stanowczo potrząsnął głową.
- Niczego nie odwołam, generale. O moim życiu, nie będzie decydować żadna siła
poza wolą Boga. – Otworzył drzwi. – Jeszcze raz dziękuję, generale. Kardynał
Casaroli przekaże ministrowi moje podziękowania.
Nieco oszołomiony, Rossi pocałował podsunięty mu pierścień, wymamrotał kilka
słów i poszedł za Cabrinim, który teraz wyglądał na jeszcze bardziej
zaciekawionego. Kiedy byli już przy windzie, Rossi zauważył, jak ojciec Dziwisz,
osobisty sekretarz papieża, wchodzi do gabinetu.
Stanisław Dziwisz przybył tu z Krakowa za swoim ukochanym kardynałem. Zawsze tak
się działo, gdy wybierano nowego papieża. Za kardynałem Lucianim podążyło jego
otoczenie z Wenecji, a Paweł VI otoczył się ludźmi z Mediolanu. Ksiądz Dziwisz
był osobistym sekretarzem papieża od piętnastu lat i traktował go jak syna. Czuł
też, że rozumie go jak ojciec. Ale teraz nie był tego pewien, bo w głosie
zwierzchnika było coś, czego jeszcze nigdy przedtem nie słyszał. Gdy stał tak na
środku pokoju, jego postawa i zachowanie wyrażały nieugiętość i chłód.
- Poproś arcybiskupa Versano, aby przyszedł tu natychmiast… i odwołaj
wszystkie dzisiejsze spotkania.