7

Wybór padł na generała włoskiej policji, Maria Rossiego. To on miał przekazać
wieści. I był to dobry wybór, bo Rossi nie należał do ludzi, których może
onieśmielić papież lub jakakolwiek ziemska istota. Decyzja ta była też rozsądna,
bo generał był przewodniczącym komitetu powołanego przez rząd do podjęcia
wszelkich środków ostrożności i zapewnienia papieżowi bezpieczeństwa na terenie
Włoch. Kierowca skręcił czarną lancią na Dziedziniec Damasco. Rossi poprawił
krawat i wysiadł.
Prezentował się wytwornie i elegancko w prążkowanym ciemnoniebieskim garniturze
z wełny czesankowej. Z ramion zsunął mu się perłowoszary kaszmirowy płaszcz. W
tym mieście wystrojonych mężczyzn Rossi był dumą mistrza krawieckiego. Kremowy
jedwab chusteczki wsuniętej do butonierki delikatnie kontrastował z ciemną
marynarką. Nieco wyżej w klapie tkwił niewielki, ale piękny kasztanowej barwy
goździk. Całość nadawałaby może nieco zniewieściały wygląd innemu mężczyźnie,
ale jeśli chodzi o Maria Rossiego, to choć wiele się o nim mówiło, nikt nigdy
nie zakwestionował jego męskości.
Gwardziści szwajcarscy znali go dobrze, więc tylko zasalutowali.
W Pałacu Apostolskim czekał na niego Cabrini, Maestro di Camera. Prawie nie
rozmawiając podeszli do windy i wjechali na najwyższe piętro. Rossi niemal
fizycznie odczuwał ciekawość emanującą od Cabriniego. Rzadkością była całkowicie
prywatna audiencja u papieża, zwłaszcza jeśli zorganizowano ją tak nagle. Włoski
sekretarz stanu poprosił o nią zaledwie tego ranka. Powiedział, że to sprawa
wagi państwowej.
Zbliżyli się do ciemnych ciężkich drzwi papieskiego gabinetu. Cabrini zapukał
ostro kościstą ręką, wszedł, zapowiedział Rossiego swym nosowym głosem i
wprowadził go. Gdy tylko zamknęły się drzwi za Cabrinim, papież wstał zza
zarzuconego papierami stołu, który przypominał miejsce pracy niezgorszego
biznesmena. Jakby na zasadzie kontrastu, papież wyglądał dokładnie na tego, kim
był – miał na sobie białą jedwabną sutannę, małą białą piuskę, łańcuch i krzyż z
żółtego złota, a na twarzy arystokratyczny, ale ciepły uśmiech na powitanie.
Papież stanął przed stołem. Rossi z szacunkiem przyklęknął na jedno kolano i
ucałował podsunięty mu pierścień.
Papież nachylił się, ujął Rossiego za ramię i podniósł delikatnie.
- Miło mi widzieć pana, generale. Widzę, że zdrowie dopisuje.
Rossi potwierdził skinieniem głowy.
- O, tak, Wasza Świątobliwość. Tygodniowy pobyt w Madonna di Campiglio zdziałał
cuda.
Papież zaciekawiony uniósł brwi.

Dodaj odpowiedź